wtorek, 30 czerwca 2015

Żółte wyzwanie -Kasja

Nie lubię żółtego. Mogę pozachwycać się mleczami i innymi żółtymi kwiatami. Z radością zjem żółte owoce czy warzywa, ale za samym kolorem nie przepadam. Nie posiadam ubrań, ani dodatków w mieszkaniu w tym kolorze.
Bo żółty kojarzy mi się z robaczkami. Masą czarnych robaczków atakujących odzież w tym kolorze. I to jest moje pierwsze skojarzenie - nie słonce i urocze zachody, nie ukwiecone łąki, tylko robaki.
Osy oczywiście też. I to też niezbyt przyjemne skojarzenie.

Jeśli jednak  ma być żółty, będzie żółty. Oto Kasja.

Kasja obchodziła imieniny 29.06, stąd też to imię.
 
Lekko asymetryczne spojrzenie nie jest efektem złego zdjęcia, tylko tak się jakoś namalowało.Czy nie przydałby się tej twarzy pieprzyk ?


Laleczka nie jest duża, co widać przy ikeowskiej latarence. Rączki i nóżki przymocowane za pomocą guzików, dlatego daje się dobrze układać. Wykrój jest bardzo wdzięczny, duża, nieproporcjonalna głowa, z ciężka fryzurą bardzo dobrze się trzyma.


 Imię dobrane przez datę  zakończenia laleczki trafiło się jej wyjątkowo trafnie - kasja to nazwa oleju wytwarzanego z cynamonowca wonnego, który, jakżeby inaczej, ma żółte kwiatki.  Co prawda, tamte kwiatki zbierają się w wiechę, ale myślę, że spódniczka  Kasji  z płatków może być.

 
Tutaj szczegóły - dzięki sztywnym podeszwom (w stopach i bucikach), przy pewnej dozie cierpliwości udaje się ustawić lalkę do samodzielnego stania.

Banerek z zabawy Danusi  - to już rok :)
Cykliczne kolorki - żółty
Pisałam, że nie lubię żółtego ? No to może zostanie mi wybaczone zachwianie proporcjami kolorów (bo spódniczka jest dwustronna) - i czyż tak nie wygląda lepiej ?



Żółte wyzwanie -Kasja

Nie lubię żółtego. Mogę pozachwycać się mleczami i innymi żółtymi kwiatami. Z radością zjem żółte owoce czy warzywa, ale za samym kolorem nie przepadam. Nie posiadam ubrań, ani dodatków w mieszkaniu w tym kolorze.
Bo żółty kojarzy mi się z robaczkami. Masą czarnych robaczków atakujących odzież w tym kolorze. I to jest moje pierwsze skojarzenie - nie słonce i urocze zachody, nie ukwiecone łąki, tylko robaki.
Osy oczywiście też. I to też niezbyt przyjemne skojarzenie.

Jeśli jednak  ma być żółty, będzie żółty. Oto Kasja.

Kasja obchodziła imieniny 29.06, stąd też to imię.
 
Lekko asymetryczne spojrzenie nie jest efektem złego zdjęcia, tylko tak się jakoś namalowało.Czy nie przydałby się tej twarzy pieprzyk ?


Laleczka nie jest duża, co widać przy ikeowskiej latarence. Rączki i nóżki przymocowane za pomocą guzików, dlatego daje się dobrze układać. Wykrój jest bardzo wdzięczny, duża, nieproporcjonalna głowa, z ciężka fryzurą bardzo dobrze się trzyma.


 Imię dobrane przez datę  zakończenia laleczki trafiło się jej wyjątkowo trafnie - kasja to nazwa oleju wytwarzanego z cynamonowca wonnego, który, jakżeby inaczej, ma żółte kwiatki.  Co prawda, tamte kwiatki zbierają się w wiechę, ale myślę, że spódniczka  Kasji  z płatków może być.

 
Tutaj szczegóły - dzięki sztywnym podeszwom (w stopach i bucikach), przy pewnej dozie cierpliwości udaje się ustawić lalkę do samodzielnego stania.

Banerek z zabawy Danusi  - to już rok :)
Cykliczne kolorki - żółty
Pisałam, że nie lubię żółtego ? No to może zostanie mi wybaczone zachwianie proporcjami kolorów (bo spódniczka jest dwustronna) - i czyż tak nie wygląda lepiej ?



Zmaganie z decu - krok 4

Przede wszystkim odnośnik do fajnej zabawy i nauki

 
A to moje zmagania. Naprawdę musiałam jakoś oznaczyć słoiczki z przyprawami, dlaczego więc nie połączyć przyjemnego z pożytecznym ?

 Doskonale widać, jakie znaczenie ma położenie preparatu do spękań - więcej, większe pęknięcia. Biała farba nakładana pędzlem, tapując.

Usiłowałam powalczyć też z transferem  i poległam po raz kolejny. Małe słoiczki przeżyły trzy mycia,  napis "sól" został, aczkolwiek zachwytu nie wywołuje.  Cóż, będę próbować dalej - bo jakieś napisy być muszą.
Spękania nie są trudne - maiłam jakąś resztkę preparatu no name, wyszło zadowalająco. Prawdziwym wyzwaniem okazało się malowanie obramowań pędzelkiem ;)
I jeszcze jedno - pełna jestem podziwu dla osób, które malują plastikowe wieczka słoiczków. To jest naprawdę wyzwanie.

Zmaganie z decu - krok 4

Przede wszystkim odnośnik do fajnej zabawy i nauki

 
A to moje zmagania. Naprawdę musiałam jakoś oznaczyć słoiczki z przyprawami, dlaczego więc nie połączyć przyjemnego z pożytecznym ?

 Doskonale widać, jakie znaczenie ma położenie preparatu do spękań - więcej, większe pęknięcia. Biała farba nakładana pędzlem, tapując.

Usiłowałam powalczyć też z transferem  i poległam po raz kolejny. Małe słoiczki przeżyły trzy mycia,  napis "sól" został, aczkolwiek zachwytu nie wywołuje.  Cóż, będę próbować dalej - bo jakieś napisy być muszą.
Spękania nie są trudne - maiłam jakąś resztkę preparatu no name, wyszło zadowalająco. Prawdziwym wyzwaniem okazało się malowanie obramowań pędzelkiem ;)
I jeszcze jedno - pełna jestem podziwu dla osób, które malują plastikowe wieczka słoiczków. To jest naprawdę wyzwanie.

piątek, 19 czerwca 2015

Prace niesfotografowane.

            Na pewno też tak macie.  Praca gotowa, już spieszy  do adresata, a tu upsss... nie została uwieczniona.
Przeglądając kartę telefonu znalazłam kilka takich rzeczy, które fotografowałam na ostatnią chwilę ( czasami już zapakowane ) lub które sfotografowałam w trakcie tworzenia, by zapomnieć o nich, jak już były gotowe.
            Zdjęcia z telefonu, niedoskonałe,  z cieniami , no bo przecież   potem sfotografuję lepiej :)

 Adrian leżał w szpitalu. Zapowiadało się na trochę dłuższy pobyt, więc aby go umilić powstała poduszka z ulubionym traktorem.


Uwielbiam wyszywać te słodkie baletnice. To są panele na poduszki, obok dziewczynek jest miejsce na  imię właścicielki. 


Kartka i pudełko na Dzień Nauczyciela. 


Kwiaty dla ulubionych pań terapeutek na zakończenie terapii.  Dziecię dzielnie  wypychało wszystkie 23 tulipany.

Ten aniołek (wzór znaleziony za pomocą google.com) został podarowany  jako prezent pierwszokomunijny.
Tu w trakcie tworzenia, potem otrzymał stosowną ramkę. Wiem gdzie jest, więc może jeszcze uda mi się  go sfotografować w pełnej krasie.

 To ostatnia praca. Grafika  Wilson`a jest bardzo popularna, jako ślubna pamiątka. I mnie ten wzór bardzo się podoba, czy obdarowanym też ? Jeszcze nie wiem.  

A to mój bonus :)  Z miesiąc się nad tym kredensem biedziłam, na szczęście wcale nie był zniszczony - wymagał  przeszlifowania i  odświeżenia. Bardzo szkoda mi było niewykorzystanej  powierzchni blatu, dlatego górna część została podniesiona, a blat doczyszczony i zaolejowany. 

Też Wam umykają czasami Wasze prace ?

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze na temat Kingi. Ich czytanie sprawiło mi dużą radość.
Moniko- chodziło mi o to, że legenda o ucieczce przed Tatarami pojawiała się w odniesieniu do różnych świętych księżniczek. I o ile św. Jadwiga śląska, czy św. Kinga miały z nimi do czynienia, to trudno mi było zrozumieć wstawienie w taką samo opowieść jej siostry,  bł. Jolenty z Wielkopolski.
Jaglana  - Kuneguda by nie pasowała. Kunegunda może mieć tylko czarne włosy :)
Abstrahując już od lalki, a wracając do świętej księżniczki, przypomniał  mi się  wierszyk, na który trafiłam w którymś z jej żywotów.  Małolaty nie czytaja, więc cytować można.
Kinga złożyła wraz z swym mężem ślub czystości. Na początku składali go na rok, potem odnawiali. Ale oczekiwania co do spłodzenia dziedzica były wielkie, więc nawet jej spowiednik  intensywnie ją namawiał, że robią to nawet:
Raz do roku,
nawet słonie
w zbożnym celu
poczęcia dziecięcia.
Jest też jeszcze bardzo fajny opis, jak księżna wtargnęła na dwór możnowładcy-cudzołożnika, znalazła jego kochankę schowaną w piecu, z którego za nogi ją wyciągnęła. Świetne są też (u Długosza) przemówienia Kingi do małoletniego małżonka, namawiające go do złożenia ślubów czystości.

Jeszce raz dziękuję za oglądanie i dobrej pogody Wam życzę.


Prace niesfotografowane.

            Na pewno też tak macie.  Praca gotowa, już spieszy  do adresata, a tu upsss... nie została uwieczniona.
Przeglądając kartę telefonu znalazłam kilka takich rzeczy, które fotografowałam na ostatnią chwilę ( czasami już zapakowane ) lub które sfotografowałam w trakcie tworzenia, by zapomnieć o nich, jak już były gotowe.
            Zdjęcia z telefonu, niedoskonałe,  z cieniami , no bo przecież   potem sfotografuję lepiej :)

 Adrian leżał w szpitalu. Zapowiadało się na trochę dłuższy pobyt, więc aby go umilić powstała poduszka z ulubionym traktorem.


Uwielbiam wyszywać te słodkie baletnice. To są panele na poduszki, obok dziewczynek jest miejsce na  imię właścicielki. 


Kartka i pudełko na Dzień Nauczyciela. 


Kwiaty dla ulubionych pań terapeutek na zakończenie terapii.  Dziecię dzielnie  wypychało wszystkie 23 tulipany.

Ten aniołek (wzór znaleziony za pomocą google.com) został podarowany  jako prezent pierwszokomunijny.
Tu w trakcie tworzenia, potem otrzymał stosowną ramkę. Wiem gdzie jest, więc może jeszcze uda mi się  go sfotografować w pełnej krasie.

 To ostatnia praca. Grafika  Wilson`a jest bardzo popularna, jako ślubna pamiątka. I mnie ten wzór bardzo się podoba, czy obdarowanym też ? Jeszcze nie wiem.  

A to mój bonus :)  Z miesiąc się nad tym kredensem biedziłam, na szczęście wcale nie był zniszczony - wymagał  przeszlifowania i  odświeżenia. Bardzo szkoda mi było niewykorzystanej  powierzchni blatu, dlatego górna część została podniesiona, a blat doczyszczony i zaolejowany. 

Też Wam umykają czasami Wasze prace ?

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze na temat Kingi. Ich czytanie sprawiło mi dużą radość.
Moniko- chodziło mi o to, że legenda o ucieczce przed Tatarami pojawiała się w odniesieniu do różnych świętych księżniczek. I o ile św. Jadwiga śląska, czy św. Kinga miały z nimi do czynienia, to trudno mi było zrozumieć wstawienie w taką samo opowieść jej siostry,  bł. Jolenty z Wielkopolski.
Jaglana  - Kuneguda by nie pasowała. Kunegunda może mieć tylko czarne włosy :)
Abstrahując już od lalki, a wracając do świętej księżniczki, przypomniał  mi się  wierszyk, na który trafiłam w którymś z jej żywotów.  Małolaty nie czytaja, więc cytować można.
Kinga złożyła wraz z swym mężem ślub czystości. Na początku składali go na rok, potem odnawiali. Ale oczekiwania co do spłodzenia dziedzica były wielkie, więc nawet jej spowiednik  intensywnie ją namawiał, że robią to nawet:
Raz do roku,
nawet słonie
w zbożnym celu
poczęcia dziecięcia.
Jest też jeszcze bardzo fajny opis, jak księżna wtargnęła na dwór możnowładcy-cudzołożnika, znalazła jego kochankę schowaną w piecu, z którego za nogi ją wyciągnęła. Świetne są też (u Długosza) przemówienia Kingi do małoletniego małżonka, namawiające go do złożenia ślubów czystości.

Jeszce raz dziękuję za oglądanie i dobrej pogody Wam życzę.


środa, 10 czerwca 2015

Kinga




Kinga powstała już jakiś czas temu, gdzieś tam zalegały jej zdjęcia na karcie i ciągle brakowało czasu, by je pokazać.
Miałam problem z imieniem - propozycja dziecka okazała się najlepiej pasującą.  Bo ma koleżankę dysponująca takim podobnym kolorem włosów :)

Trochę księżniczka (jakby jej skrzydełka zdjąć), jak ta sądecka, trochę ludyczna, bo najpiękniejszy skansen znajduje się w Nowym Sączu i myślę, że tam idealnie by pasowała.
 
Najpierw więc była lalka, potem imię, a jeszcze później przypomniała się legenda. Pamiętacie ?  

Lalka z  długimi  włosami wymagającymi grzebienia, bo jeśli bo  w legendzie było o tym,  jak św. Kinga uciekała przez Tatarami. Ten przedmiot odegrał niebagatelną rolę - gdy Kinga rzuciła grzebień za siebie, to z niego wyrosły przepiękne i nieprzebyte lasy.
 
Z wstążkami, bo gdy jedną zgubiła, to strumienie  (albo nawet sam Dunajec) Tatarom zagrodziły drogę.


Welonu tylko brakuje, który uciekające mgłą otulił...
Zresztą, ile legend, tyle rożnych przedmiotów rzucanych przez uciekającą księżniczkę. Zresztą nawet imię księżniczki się zmienia - raz jest to Kinga, a raz Jadwiga śląska. 


Zadowolona jestem z skrzydeł - udało się je pomalować na kolory  idealnie odwzorowujące barwy spódnicy. Lalce zdecydowanie pomogło zrobienie rumieńców, ale to już po sesji zdjęciowej.
Ogólnie całkiem udana - rozebrać można, warkoczyki popleść też. I jest co przytulić - ponad 50 cm.

  


Kinga




Kinga powstała już jakiś czas temu, gdzieś tam zalegały jej zdjęcia na karcie i ciągle brakowało czasu, by je pokazać.
Miałam problem z imieniem - propozycja dziecka okazała się najlepiej pasującą.  Bo ma koleżankę dysponująca takim podobnym kolorem włosów :)

Trochę księżniczka (jakby jej skrzydełka zdjąć), jak ta sądecka, trochę ludyczna, bo najpiękniejszy skansen znajduje się w Nowym Sączu i myślę, że tam idealnie by pasowała.
 
Najpierw więc była lalka, potem imię, a jeszcze później przypomniała się legenda. Pamiętacie ?  

Lalka z  długimi  włosami wymagającymi grzebienia, bo jeśli bo  w legendzie było o tym,  jak św. Kinga uciekała przez Tatarami. Ten przedmiot odegrał niebagatelną rolę - gdy Kinga rzuciła grzebień za siebie, to z niego wyrosły przepiękne i nieprzebyte lasy.
 
Z wstążkami, bo gdy jedną zgubiła, to strumienie  (albo nawet sam Dunajec) Tatarom zagrodziły drogę.


Welonu tylko brakuje, który uciekające mgłą otulił...
Zresztą, ile legend, tyle rożnych przedmiotów rzucanych przez uciekającą księżniczkę. Zresztą nawet imię księżniczki się zmienia - raz jest to Kinga, a raz Jadwiga śląska. 


Zadowolona jestem z skrzydeł - udało się je pomalować na kolory  idealnie odwzorowujące barwy spódnicy. Lalce zdecydowanie pomogło zrobienie rumieńców, ale to już po sesji zdjęciowej.
Ogólnie całkiem udana - rozebrać można, warkoczyki popleść też. I jest co przytulić - ponad 50 cm.